Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 17 czerwca 2024, 20:04

850 tys. graczy w grze szukających wirtualnych bananów pokazuje absurdy Steama. Ludzie wierzą, że przyniesie im to fortunę

Banana nie zachwyca rozgrywką i (tak to nazwijmy) statyczną grafiką, ale i tak jest jedną z najpopularniejszych gier na Steamie.

Źródło fot. Robert Partyson.
i

AKTUALIZACJA:

Banana zanotowała znakomity weekend na Steamie i najwyraźniej nie zwalnia tempa. 3 godziny temu padł nowy rekord aktywności – produkcja była uruchomiona na kontach 858 915 użytkowników platformy firmy Valve, ustępując jedynie drugiemu CS-owi. Co więcej, Banana zajmuje obecnie 11. miejsce w ogóle pod względem liczby jednoczesnych graczy na Steamie i zbliża się do wyniku osiągniętego przez 10. Baldur’s Gate 3 (875 343 grających osób w jednej chwili).

Oryginalna wiadomość (13 czerwca, godz. 9:38)

Rynkowi gier nieobce są niespodziewane hity, które znikąd przyciągają dziesiątki lub nawet setki tysięcy graczy. Jednakże szczególny jest przypadek niepozornego darmowego clickera Banana, w którym jak dotąd bawiło się jednocześnie nawet ponad 300 tysięcy użytkowników Steama jednocześnie. Dzięki temu tytuł jest obecnie czwartą najpopularniejszą produkcją na Steamie, a w szczytowym momencie zajmował trzecią pozycję w zestawieniu.

Oh, Banana!

Tytuł autorstwa Roberta „aaladin66” Partysona w zasadzie jawi się wręcz jako nieironiczna parodia clickera, na co zwrócił uwagę youtuber The Spiffing Brit. Po włączeniu gry uruchamia się okno z bananem na żółtym tyle, którego musimy kliknąć. Tak, to cała „zabawa” w tym tytule.

Twórca nie pokusił się nawet o dodanie osiągnięć za każde 10, 100 itd. kliknięć. Ba, osiągnięcie jest jedno: za pojedyncze kliknięcie na banana. Nie jest to więc pozycja atrakcyjna dla osób walczących o pozycję w rankingu kont Steama z największa liczbą osiągnięć, w przeciwieństwie do poprzedniej produkcji aaladin66: Lass ich Sliden.

F2P to za mało

Zapewne pierwszym wytłumaczeniem fenomenu tej produkcji może być to, że jest ona dostępna za darmo, nie licząc sklepu z opcjonalnymi wzorami banana (tak, tytuł oferuje mikropłatności). Tyle że sam model free-to-play nie tłumaczy, dlaczego tak minimalistyczna produkcja utrzymuje się w pierwszej piątce hitów Steama, wyprzedzając takie bezpłatne hity, jak Apex Legends czy Naraka: Bladepoint, nie mówiąc o grach pokroju War Thunder czy Team Fortress 2.

Rynek absurdu

Pewną wskazówką co do źródeł sukcesu Banana jest fakt, że na karcie gry wyróżniono przedmioty do kupienia – wspomniane wcześniej warianty banana, z których każdy kosztuje 1,05 złotego. Gdy jednak sprawdzimy dowolny z nich, okazuje się, że przedmioty z Banana można sprzedać na Rynku społeczności za wyższą kwotę.

Najdroższy z tych przedmiotów jest dostępny do kupienia od użytkowników za 2,46 zł – ponad dwukrotnie więcej, niż kosztuje on w samej grze. I nie, nie jest to przesadnie wygórowana cena, której nikt nie zapłaci. Shinobinana można sprzedać od razu za 2,42 złotego.

Ten przedmiot można kupić w sklepie gry za 1,05 złotego. Źródło: Steam.
Ten przedmiot można kupić w sklepie gry za 1,05 złotego. Źródło: Steam.

Rzadkie dropy i spekulacje

Co ważne, wcale nie trzeba kupować tych przedmiotów. Banana ma bowiem system wypadania „itemów”, które można zdobyć za aktywną grę. Oczywiście większość z nich jest de facto bezwartościowa, ale pokazują ciekawe statystyki: najczęściej wypadający łup jest dostępny na Steamie w ponad 2 milionach egzemplarzy. Ofert kupna nie stwierdzono.

Jednakże po drugiej stronie mamy przedmioty, które trafiają się o wiele rzadziej. Szansa zdobycia diamentowego banana to jeden na milion. Efekt: można go sprzedać od ręki za 184 złote. Za najdroższe egzemplarze użytkownicy są skłonni zapłacić prawie 800 złotych, a niektórzy wydali nawet ponad 2 tysiące złotych.

Warto podkreślić, że cena sprzedaży rosła z czasem. Ten sam przedmiot na początku rozprowadzano za około 100 zł i dopiero z czasem jego „wartość” wystrzeliła w górę. Fakt, że rozgrywka jest skrajnie prosta, to w tym przypadku zaleta, bo gra ani nie wymaga wiele uwagi od użytkownika, ani nie wykorzystuje zasobów systemowych (procesora, karty graficznej itd.). Wystarczy kliknąć raz na 18 godzin, by zdobyć rzadki przedmiot (przy czym nie wymaga to nawet uruchomienia gry na stałe).

By było zabawniej: celowo nie używam słowa „skórki”, bo obecnie nie da się użyć tych „skinów” w grze. Twórca rzekomo ma dodać taką opcję w najbliższym czasie, ale jak na razie owe banany są całkowicie bezużyteczne w kontekście „rozgrywki”.

Krótko mówiąc, cały powab Banana to de facto rynek spekulacyjny, na którym gracze mają nadzieję łatwo zarobić, kupując przedmioty z nadzieją sprzedania ich za wyższą cenę. W zasadzie cały koncept oparto na podobnym założeniu, co tokeny NFT, jedynie dodając do nich znany z kolekcjonerskich karcianek aspekt „rzadkości”.

Banany bez kopania

Nasuwa się więc pytanie, co z tego ma twórca? Cóż, poza przychodami ze sprzedaży przedmiotów (bo za każdą transakcję deweloper i Steam dostają pieniądze) internauci posądzali Partysona o wykorzystanie gry do kopania kryptowaluty, czemu jednak on sam szybko zaprzeczył (via Steam). Faktycznie, nie ma żadnych dowodów na wirtualne „wykopki” w tle aplikacji, mimo że od premiery minęły 3 tygodnie.

Pomijając oskarżenia związane z poglądami twórcy (Niemiec usunął swoje niedawne pseudonimy na Steamie, które – nie wdając się w szczegóły – były cokolwiek kontrowersyjne), internauci zauważyli też, że Partyson ukrył swój ekwipunek na Steamie, mimo że dotychczas był on publicznie dostępny. Trudno więc powiedzieć, jak wiele absurdalnych ofert zakupu lub sprzedaży ma swoje źródło u dewelopera.

Oczywiście, jak to zwykle bywa w sieci, nie wszyscy internauci wdają się w poważne dyskusje. Niektórych graczy bardziej zajmują memy, na przykład propozycje kontynuacji z ogórkiem, lub różne dywagacje na temat bananów. Niekoniecznie wirtualnych.

Jakub Błażewicz

Jakub Błażewicz

Ukończył polonistyczne studia magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim pracą poświęconą tej właśnie tematyce. Przygodę z GRYOnline.pl rozpoczął w 2015 roku, pisząc w Newsroomie growym, a następnie również filmowym i technologicznym (nie zabrakło też udziału w Encyklopedii Gier). Grami wideo (i nie tylko wideo) zainteresowany od lat. Zaczynał od platformówek i do dziś pozostaje ich wielkim fanem (w tym metroidvanii), ale wykazuje też zainteresowanie karciankami (także papierowymi), bijatykami, soulslike’ami i w zasadzie wszystkim, co dotyczy gier jako takich. Potrafi zachwycać się pikselowymi postaciami z gier pamiętających czasy Game Boya łupanego (jeśli nie starszymi).

więcej