Stało się to, o co białoruska opozycja zabiegała od dawna – pojawiła się zapowiedź uderzenia reżimu Łukaszenki w najczulsze miejsce, czyli w finanse. Polska decyzja może mieć wpływ nie tylko na legalne zarobki wielu krajów, ale także na przemyt, jakim trudnić mają się służby dyktatora.

Polska uderza Łukaszenkę po kieszeni

Z nieoficjalnych na razie doniesień wynika, że Polska zamierza wprowadzić szczegółowe kontrole na największym kolejowym przejściu granicznym pomiędzy Białorusią i Polską. Każdy transport, jaki wjeżdża do Polski, ma być poddawany dokładnej i szczegółowej kontroli, co znacząco spowolni przepływ towarów i może pozwolić ujawnić wiele nadużyć. Nic też dziwnego, że zapowiedzi te wywołały w Mińsku dużą nerwowość.

Reklama

- Według naszej wiedzy, Łukaszenka odbył dwie zamknięte narady, także zorganizował posiedzenie Rady Bezpieczeństwa, gdzie omawiane były skutki tego, gdyby Polska poszła na zamknięcie przejść granicznych. Jeżeli do tego dołączy się Litwa i Łotwa, to on zdaje sobie sprawę z tego, jakie skutki gospodarcze będzie miała blokada dostaw towarów z Unii i do Unii – mówi Gazecie Prawnej Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce, obecnie opozycjonista.

Odrębny nacisk na białoruski reżim zaczęły wywierać również Chiny, bowiem wprowadzenie kontroli na granicy spowolni tranzyt towarów, płynących z Dalekiego Wschodu do Unii Europejskiej właśnie przez przez przejście w Małaszewiczach. Jak informuje Paweł Łatuszka, Chińczycy już dwukrotnie prosili Łukaszenkę o wyjaśnienia, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Ewentualna blokada uderzyć ma też po kieszeni samego Łukaszenkę.

- Straci również z przemytu, bo Łukaszenka stworzył pod państwową ochroną przemyt tytoniu, alkoholu, a to są dziesiątki milionów euro. I to są pieniądze idące do jego kieszeni – mówi Paweł Łątuszka.

Łukaszenka się cofa i zaraz straszy Polskę

Oficjalnie Chiny zaproponowały, aby obydwie strony, czyli Polska i Białoruś spróbowały rozwiązać konflikt migracyjny poprzez dwustronne rozmowy, jednak to wydaje się mało prawdopodobne, gdyż to właśnie Białoruś używa broni migracyjnej, by naciskać na polską granicę. Sam Łukaszenka także dał wczoraj do zrozumienia, że akurat w tej kwestii nie zamierza się cofnąć i nawet zaczął grozić Polsce.

- Nie mam zamiaru wydawać rozkazów służbom granicznym, wojsku i reszcie, cywilom, aby bronili Unii Europejskiej na granicy Białorusi i Polski. Zaczęliście nas dusić i zmuszać do ochrony was przed tymi biednymi ludźmi – mówił Łukaszenka o atakujących polską granicę migrantach w trakcie przemówienia w Pałacu Republiki w Mińsku.

I kiedy z jednej strony grozi oraz pokazuje, że nie ustąpi nawet o krok, z drugiej widać, iż decyzje gospodarcze zaczynają działać, a w swym przemówieniu dyktator poruszył nagle temat więźniów politycznych. Ogłosił nawet coś na wzór częściowej amnestii.

- Wczoraj on zapowiedział, że jest gotów wypuścić kilku chorych więźniów politycznych, głównie chorych na nowotwory. Z drugiej strony powiedział, że nie planuje dać rozkazu straży granicznej powstrzymać nielegalnych migrantów. To oznacza, że może jeszcze nie zrozumiał intencji. To, że Polska będzie teraz bardzo pilnie kontrolować wszystkie towary przechodzące przez przejście kolejowe w Małaszewiczach to będzie taki pół-krok, który daje mu do zrozumienia, że Polska może zrobić jeszcze pełny krok – wyjaśnia opozycjonista.